sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 46. :P

* Viki*
W drzwiach stał nie kto inny jak Josh.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam.
- Przyszedłem pogadać. - odparł i jak gdyby nigdy nic przeszedł obok mnie i usiadł na krześle obrotowym przy biurku.
- Czego chcesz?! A tak w ogóle to kto cię tu wpuścił co??
- Twoja dobra kumpela. Jest bardzo miła, tymbardziej że nie wie kim dokładnie jestem. Myśli, że jestem twoim kolegą ze szkoły.
- Jesteś żałosny. Wynoś się stąd, ale już!
- Czekaj chwilę mała. Słyszałem, że twój chłoptaś siedzi w pierdlu.
- A co cię to obchodzi?! A wgl to czemu nie siedzisz w więzieniu?!
- Dostałem wyrok w zawiasach ale nie w tym rzecz. Mogę wyciągnąc twojego chłopca na wolność.
- Ty? - zadrwiłam.
- Tak. Ale mam jeden mały warunek.
- Jaki? - spytałam do niechcenia.
Chwila ciszy.
- Prześpij się ze mną. - Josh przerwał tą ciszę.
- Że co?!
- Zawsze mnie kręciłaś. Byłaś taka ostra i nieprzewidywalna a z drugiej strony słodka i czuła. A ta nasza pierwsza noc..
- Co ty pierdolisz?!
- Podobasz mi się. Bardzo. Zawsze chciałem cię przelecieć a teraz mam drugą okazję. Sam Maks mi ją zapewnił.
- Nigdy w życiu mnie znowu nie przelecisz! Rozumiesz?!
- To nie. - powiedział. - Maksiu sobie posiedzi. Za pobicie mnie dostanie conajmniej 3 lata - powiedział przy drzwiach i tyle go widziałam.
Siedziałam na łóżku i nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Na samą myśl, że on mółby mnie dotykać ZNOWU........ robiło mi się nie dobrze. Nie! Nigdy nie zdradze Maksa. Przecież on by się załamał. Josh jest idiotą i tyle. Chociaż z drugiej strony.... Maks wyszedłby na wolność , ale jaką ja mam pewność.... Nie! Nie mogę o tym myśleć w taki sposób. Nie i koniec!
W tej chwili moje rozmyślania przerwał Jus.
- Ej mała widziałem Josha, co on tu robił?! - krzyknął zdyszany szatyn.
- Przyszedł do mnie. Cait go wpuściła.
- Czego chciał? - spytał ponownie marszcząc brwi.
- Powiedział, że jak mu się oddam to sprawi, że wypuszczą Maksa na wolność.
- Że co?! - oczy Jusa wyglądały jak dwa spodki. - Chyba się nie zgodziłaś prawda?!
- Oczywiście, ze nie. Za kogo ty mnie masz! - teraz ja uniosłam głos.
- Spokojnie Vik. - uspokojł mnie a ja się rozpłakałam. - Ej ej ej nie płacz. Chodź tu do mnie - rozłożył ręce i wstał. Wtuliłam się w jego tors przez co płakałam jeszcze mocniej. Po kilku chwilach Cait zawołała swojego chłopaka a ja zostałam sama w pokoju. Niewiele myśląc rzuciłam się na łóżko i kontunuowałam rozmyślania. Nie wiedzieć kiedy zasnęłam.

* Jus*
- Ej Cait to ty wpuściłaś tego chłopaka do domu? - spytałem schodząc na dół.
- Tak a co? - spytała siedząc na kanapie. - Stało się coś?
- Nie nic tylko że, to był ten Josh.
- Co?! - krzykneła.
- Nom. - odrzekłem i usiadłem obok obejmując ją ramieniem.
- Przepraszam Jus, ja nie wiedziałam.. naprawdę. - tłumaczyła się.
- Jest ok. Serio. - powiedziałem i namiętnie pocałowałem moje słońce.
- Czego on chciał od Viki?
- Sam nie wiem. Viktoria mowila, ze on zaproponował jej seks w zamian za wypuszczenie Maksa na wolność.
- Cooo? - oczy Cait wyglądały jak 5cio-złotówki.
- Na początku też byłem wzburzony... ale kiedy tak o tym myślę, to dochodzę do wniosku że to nie az taki głupi pomysł.
- Co ty gadasz?!
- Spokojnie Caitlin. Po prostu te kilkanaście minut... w zamian za uwolnienie Maksa.... to jest nic prawda?
- No tak ale JUstin! Ona ma mu się oddac?!
- No wiesz.... to impulsywność jej chłopaka nas w to wszystkich wpakowała. A poza tym to Maks nie musi o niczym wiedzieć.
- Pojebało cię już do końca?! - krzyknęła na odchodne i zniknęła w kuchni.

* autorka*
Następnego dnia Viki zeszła na śniadanie zaspana i nie ogarnięta. Całą noc myślała o ,,ofercie'' Josha.
- Jak tam? - spytał Jus. Siedział przy stole i pił sok pomarańczowy.
- Źle. - burknęła Viki i usiadła na przeciwko.
- Słuchaj... - przeciągnął litery szatyn - rozmyślałaś nad tą ofertą Josha? - spytał i zasiorbał soczek.
- Taaa - odrzekła zaspana - Całą noc. - ziewnęła.
- I co ? Wymyśliłaś logiczne wyjście? - spytał z nadzieją w głosie.
- Nie - odparła krótko.
- Ja też nad tym myślałem.
- I co? - spytała lekko zainteresowana.
- Powinnaś się zgodzic. - odrzekł szatyn szybko.
- CO?! JUs ty chyba żartujesz!
- Nie. Mówię serio. Przecież to tylko kilka minut. Poza tym nie będziesz musiała z nim rozmawiać prawda? A Maksowi nikt nie powie.. poza tym..
- Nie! Nie! Nie! Nie zdradzę Maksa rozumiesz?! A tym bardziej go nie okłamię!
- Ok. Rozumiem. Ale zrozum to, że on może nie wyjść z pierdla przez najbliższe 3 lata.
Brunetka nic nie odpowiedziała tylko poszła z powrotem do swojego pokoju.

* Viktoria*

Nie mam pojęcia co mam zrobić w tej sytuacji. Przecież nie chcę zdradzać Maksa.. ale jeśli to ma mu pomóc wyjść na wolność.. Nie! Nie mogę mu tego zrobić. Na samą myśl o nocy spędzonej z JOshem robi mi się nie dobrze. Całe szczęście, ze nie zjadłam śniadania.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Tak? - spytałam.
- Hej. Moge wejść?
- Jasne Cait.
- I jak? Co zrobisz ? - spytała siadając obok mnie na łóżku.
- Nie mam pojęcia. Co byś zrobiła na moim miejscu?
- No wiesz... Hm... jeśli to miałoby pomóc Justinowi wyjść to chyba bym się zgodziła. Swoją drogą Josh jest bardzo przystojny. Na początku sama mówiłaś, ze ci się podoba.
- Ale to było przed tym wszystim co mi zrobił.
- O boże! Przepraszam. Kompletnie o tym zapomniałam
- Jus tak samo. Wszyscy o tym zapomnieli. Tylko nie ja. - rozpłakałam się. Nie potrafiłam już dłużej trzymać łez w uwięzi.
Cait nic więcej nie powiedziała tylko objęła mnie ramieniem i pocieszała.
Kiedy zasnęłam wyszła.
Rano obudziłam się z ostrym postanowieniem, ze zrobie to. Zrobię to dla Maksa... dla nas. Szybko się ubrałam i zrobiłam poranną toaletę. Ozajmiłam Justinowi i Cait swoją decyzję i pojechałam do Josha, wcześniej do niego dzwoniąc. W drodze miałam obraz, który na zawsze pozostał w mojej pamięci. Jednak muszę to zrobić. Mam silny charakter, wytrzymam to. Miałam przyjechac do niego w nocy, jednak.. wolałam to zrobić od razu, a on musiał się dostosować. Po 30 minutach byłam na miejscu. Wchodząc na posesję zauważyłam go w oknie. Patrzył na mnie uważnie. Na sam jego widok miałam ochotę zwymiotować. Jednak zawzięłam się i zapukałam do drzwi...

*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Hej,hej. Tak jak obiecałam jest rozdział. :)
Malutkimi krokami zbliżamy się do końca. Nie wiem ile jeszcze rozdziałów napiszę, ale trochę zostało . :D:D
PS: MAm nadzieję, ze sie podoba :P

środa, 25 lipca 2012

Rozdział 45.

2 dni później

Caitlin cudem nie poroniła. Dostała tylko ciężkich bóli przez stres i zaistniałą sytuację. Wróciła do zdrowia i odpoczywa w domu. Widać już trochę zaokrąglony brzuszek. Justin jest dumny z tego, że będzie ojcem. Cieszył się, ze nic nie stało się brunetce. Doktor ostrzegł go, że jak jeszcze tamta sytuacja się powtórzy to dziewczyna poroni.  Szatyn przysiągł, że już więcej nie dopuści do takich sytuacji.


* Caitlin*

- Mam dość siedzenia w tym szpitalu. - odrzekłam. Siedziałam na kanapie, przykryta kocem i jadłam marchewkę. Viktoria siedziała obok i razem oglądałysmy film, podczas gdy chłopacy byli na treningu.
- No nie dziwie ci się. Ale na szczęście z dzieckiem wszystko gra.
- Noo, dzięki Bogu. - dodałam.
- A jak tam między toba i Justinem? - zainteresowała się brunetka ściszając telewizor.
- Dobrze, wiesz co... nawet lepiej niż przed tym szpitalem i w ogóle. Jest ok. - powiedziałam zajadając się marchewką.
- Stara się co?
- Noo, aż czasem mnie to przeraża.
- Hehe, noo. Widać , że mu zależy.
Zaśmiałam się. Dziwnie się czułam rozmawiając z Viki o Justinie w taki sposób. On nigdy się o nikogo nie troszczył. No chyba, że o siebie. Zawsze lekko podchodzził do stosunków z dziewczynami, dlatego zrobiło mi się ciepło na sercu że się mną opiekuje.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwię telefonu Viktorii.
- Halo? - spytała. - Co? .....Jak to?!........ Żartujesz?!...... Ale kiedy?? .........Co?!.....Dobra czekam. - rozłączyła się.
- Co się stało? - spytałam widząc przerażenie w oczach przyjaciółki.
- Aresztowani Maksa... - wyszeptała i wybiegła z salonu.
A jak siedziałam i patrzyłam się w miejsce gdzie niedawno siedziała.


* Viktoria*

Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to go aresztowali?! Przecież mieliśmy dobrą wersję dla policji.. Szybko wsiadłam do samochodu Justina, który własnie po mnie przyjechał.
- Co z Maksem? Dlaczego go aresztowali?! Kiedy? - zaczęłam zadawać masę pytań.
- Dzisiaj na treningu. Gdy schodziliśmy z murawy dwaj funkcjonariusze ci co wtedy byli u nas rozmawiali z trenerem. Potem on zawołał Maksa i oni go zabrali.
- Co?! Jak to?!
- Tak to. Nie mogłem nic zrobić. Nie mam pojęcia jako oni  się dowiedzieli prawdy.
- A Brandon..
- Nie on nie mógł im powiedzieć. Ukrywa się przed nimi - przerwał mi szatyn.
- Boże, tak strasznie się o niego boję.
-Spokojnie, pojedziemy i sprawdzimy co się naprawdę stało.
- Jedź szybciej!! Prosze cie rusz się trochę! - krzyczałam.
- Viki spokojnie. Co mam zrobić? Nie widzisz, że jest kroek? Mam ich wszystkich przeskoczyć czy przelecieć?
Teraz wytrącił mnie z równowagi. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z samochodu zostawiając torebkę na siedzeniu. Nie zwarzając na trąbiące samochody zaczęłam biec jak najszybciej na komisariat.

Po 15 minutach wykańczającego biegu wreszcie udało mi się wejść do środka. Szybko skierowałam się do biura szefa. Zapukałam. Po chwili usłyszałam krótkie proszę. Weszłam.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Witam. Co cię tu sprowadza? - zapytał policjant za biurkiem.
- Przyszłam spytać czemu aresztowaliście Maksa Greena.
Policjant zmarszczył brwi.
- Niestety ale nie możemy udzielać takich informacji. Takie są procedury - rozłożył bezradnie ręce. Ale w jego oczach widać było, zę mu to na rękę.
- Ale ja muszę wiedzieć.
- Pani z rodziny.
- Jego... siostra. - szybko skłamałam. Chciałam jak najszybciej go zobaczyć.
- Więc zapraszam - odrzekł policjant po krótkiej ciszy.
Poszłam za panem do pokoju przesłuchań.  W drodze przez korytarz rozglądałam się bardzo uważnie. Było tam tak szaro i ponuro. Bałam się, że Maks zostanie tu na zawsze. Pan policjant otworzył drzwi.
- Macie 5 minut. - powiedział po czym ruszył z powrotem ( zgaduje, że do swojego gabinetu).
-  Maks! - krzyknełam z radości.
- Viki! - ucieszył się Maks i szybko mnie do siebie przytulił.
- Co się stało? Dlaczego cię tu trzymają?
- To tylko chwilowe. Powiedzieli, że mają jakiś dowód , że to ja go pobiłem. Moj naskórek pod paznokciami Josha czy coś takiego...
Jęknęłam.
- Ale nie mówmy o tym narazie. Mamy tylko 5 minut. Kocham cię strasznie. - powiedział. - Czemu tak dyszysz? - spytał lekko zdziwiony.
- Bo biegłam. A i też cie kocham - uśmiechnał się do mnie.
- Biegłaś? - uniósł jedną brew.
- Tak. Był duży korek a ja musiałam się z tobą jak najszybciej zobaczyć.
- Ooo skarbie. - powiedział i przytulił mnie do siebie całując w głowę.
- Tęsknie za tobą. - powiedziałam przez łzy.
- Ja za tobą też. Ale nic nie można zrobić.
- Ile jeszcze będą cię tu trzymać?
- Nie mam pojęcia. Narazie pewnie 48 godzin a potem zobaczymy. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie płacz kochanie.
- Nie płacze. - zaprzeczyłam.
- Dobrze, dobrze nie płaczesz. - powiedział przytulając mnie jeszcze mocniej do swojego torsu. Chciałąm coś jeszcze dodać, ale nagle wparował Justin.
- Ty już tutaj? - zdziwił się.
- Tak. - odrzekłam z dumą.
- Szybka jesteś - powiedział. - A co u ciebie stary? - zwrócił się do Maksa.
- No dobrze nie jest.
- To widzę,, ale dlaczego cię zwinęli.
- Ponoć mają jakiś dowód.
- Jaki znowu dowód?
- Naskórek Maksa był pod paznokciami Josha. Czy coś takiego - powiedziałam za mojego chłopaka.
- O kurwa... no to nie wywiniesz się.
- Dzięki za wsparcie. - powiedział Maks.
- No sory stary, ale takie są fakty.
- Dobra Jus skończ. Trzeba mu jakoś pomóc. - powiedziałam.- Nie moż....
- Koniec wizyty. Proszę wyjść - powiedział ochroniarz przy drzwiach. Szybko pocałowałam Maksa i w pośpieszu wyszłam z Jusem na korytarz.
- Boże, nie chce go tu zostawiać samego. - powiedziałam a po policzkach poleciały mi łzy.
- Nie płacz mała. - objął mnie ramieniem Justin. - Pomogę mu wyjść na wolność. Chodź. - pociągnął mnie za ręke i ruszyliśmy do domu. Po drodze Jus zajechał do Donkin Donute po szejka dla mnie, który zawsze poprawiał mi humor. Jednak nie tym razem.

W domu byliśmy 20 minut później. W prawdzie były korki ale już mniejsze niż wcześniej. Gdy weszliśmy do domu pachniało w nim naleśnikami. Z kuchni było słychać smażenie. Poszliśmy w tamtym kierunku.
- O cześc. - przywitała się Cait.
- Hej ..ammm co ty robisz? - spytał Jus podchodząc i obejmując ją w pasie. - Mogłaś do mnie zadzwonić, że jesteś głodna bym ci coś kupił p odrodze. - pocałował ją w policzek a mi zrobiło się jeszcze bardziej źle.
- Oj, nie chciałam wam przeszkadzać. A propo co z Maksem?
- A to już cięższa sprawa. Opowiem ci później.
- Ok. - oddała mu pocałunek. - Viki - zwróciła sie do mnie - Chodź na naleśniki.
- Nie jestem głodna! - krzyknęłam i pobiegłam na góre.
Rzuciłam się na łóżko i pozwoliłam łzom spłynąc  po moich policzkach. Płakałam parę godzin. Zamknęłam się w między czasie na klucz. Jus i Cait na zmianę do mnie przychodzili. W końcu zachciało mi się do łazienki. Z rozwalonym kucykiem i rozpuszczonym tuszem wyszłam na korytarz. Przy drzwiach od mojego pokoju leżał talerz z naleśnikami. Nie miałam zamiaru ich jeść więc zostawiłam je tam na pastwę losu. Szybko załatwiłam swoją potrzebę i wróciłam do wcześniejszej czynności. Powoli zaczynało być coraz ciemniej. Aż w końcu zapadła noc. Spojrzałam na zegarek i było 22:20 . Gdy nagle koś zapukał. Nie miałam już siły drzeć się, że nie chce nikogo widzieć. W końcu poszłam i otworzyłam drzwi. To kogo zobaczyłam zamurowało mnie. Ta osoba była ostatnią, która mogłaby teraz do mnie przyjśc.

*_*__*_*_*_*_*_*_*
Hej, hej. Sorki, ze nie było mnie wczesniej. Nie miałam czasu na nowy rozdział, ale teraz juz bedzie systematycznie. Powoli zbliżamy się do końca pierwszego tomu, ze tyo tak nazwę przygód Maksa i Viki. Po prawej stronie macie dwie ankiety. :P:P
Zagłosujcie w nich, będę wiedziała co dalej robić z tym blogiem. :)
Pozdrawiam

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 44.

             *Oczami autorki*

Maks z Justinem właśnie mieli trening. Viktoria natomiast była na próbie. Musiała przećwiczyć nowe piosenki.  Troche jej to zajeło, tymbardziej, że Scott ciągle ją dekoncentrował.
- Scott przestań! - krzyczała.
- Ale ja nic nie robie - powiedział z wyrzutem.
- Ty nigdy nic nie robisz.
- No nie - odrzekł.
Viktoria chciała cos jeszcze dodac gdy nagle zadzwonił jej telefon. To jeden z ochroniarzy frontowych drzwi. Powiedział jej, ze ma gościa. Posłusznie zeszła na dół. Bardzo się zdziwiła, gdy w drzwiach zastała Brianne z dzieckiem w wózku.
- Co tu robisz? - spytała Viktoria oschle.
- Musimy pogadać.
- O czym niby?
- O dziecku.
- Ale to chyba nie jest mój problem prawda? - ciągneła dalej.
- No niby nie ale to w końcu ojciec Maksa...
- Ej,ej,ej. Zwolnij ... dobra? Po pierwsze to co z tego, że to jego ojciec, a po drugie to, czy ty masz czelność jeszcze tu przychodzić po tym wszystkim co nam zrobiłas??
- Sluchaj ja wiem...Strasznie mi głupio. Naprawdę ale...
- Ale co? - przerwała jej Viki.
- Mam problemy.
- Jakie? - spytała brunetka odniechcenia.
- Finansowe - odrzekła blondynka spuszczając głowę.
Viktoria zaśmiała sie w duchu ,, Ahaa, czyli po to tu przychodzisz. Żałosne'' - pomyślała.
- I co w zwiazku z tym? - spytała.
- Myślałam, ze może..
- O nie,nie,nie. To źle myślałaś, nie pomogę ci a szczególnie nie Maks. Przestań w końcu mieszać nam w życiu ok? Zajmij się sobą. Popatrz... tylko rujnujesz wszystkich dookoła.  Nie szkoda ci na to życia?? Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty??
Nie odpowiedziała. Stała tylko cicho wpatrując sie w swoje nawe   baleriny.
- Co nic nie powiesz?? Tak myślałam. - dokończyła brunetka i już chciała odejść gdy nagle...
- Czekaj.. - zaczęła blondi. - Naprawdę mi nie pomożecie? - spojrzała Viktorii w oczy.
- Naprawdę. - odrzekła dziewczyna i odeszła. Była zadowolona z siebie. Warto było zobaczyć minę tej wywłoki  po odmowie.

Nagrania zleciały jej szybko. O 17 była już na parkingu przy stadionie, na którym trenował jej chłopak. Postanowiła zrobić mu niespodziankę i przyjechała niespodziewanie i parę chwil przed końcem. Miała nadzieję, popatrzeć jeszcze na grę bruneta.  Zaparkowała samochód daleko od  wejścia, zostawiła torebkę w środku i ruszyła w stronę stadionu. Po chwili jej oczom ukazała się Caitlin... całująca się z jakimś mężczyzną. Na oko miał powyżej 30. Był starszy od niej i to  sporo. Viktoria bardzo się zdziwiła tym widokiem, jednak postanowiła nie wtrącać się w sprawy przyjaciółki. Pewnym krokiem ruszyła do korytarza. Szła przez króką chwilę w ciemności. Po kilku minutach weszła na stadion. Jasność bijąca z góry oślepiła ją nieco, jednak po kilku chwilach doszła do siebie. Skręciła w prawo - do trenera.
- Dzień dobry - przywitała się.
- Oo dzień doberek młoda panno - odrzekł uprzejmie trener. Był to starszy facet, z lekkim zarostem. Bardzo miły i uprzejmy jak na swoj wiek.
- Co panią tutaj sprowadza ? - zagadnął.
- Przyszłam po Maksa.
- Ahaa. Zaraz właśnie kończą.
- Ok, to ja zaczekam. - i poszła usiąść na plastikowe krzesło na trybunach. Nie mogła oderwać wzroku od Maksa. Świetnie radził sobie z piłką. A z pomocą Justina.... niepokonany Team. Żaden z chłopaków nie zauważył dziewczyny, która nie specjalnie wychylała się do nich. Zeszli spokojnie do szatni. Dziewczyna zeszła z trybun i usiadła na krześle trenera. Ten oczywiście gdy to zauważył uśmiechnał się tylko i zaproponował wodę. Brunetka zgodziła się i wypiła mały kubeczek. Po 15 minutach chłopaki w końcu zaczęli wychodzic.
- Panie tre.... - przerwał Maks. - Viki?! Co ty tu robisz?! - krzyknął ucieszony  i bez namysłu podbiegł do dziewczyny. Złapał ją w pasie i okręcił dookoła własnej osi po czym postawił na ziemie.
- Co cię tu sprowadza? - spytał po czym nie czekając na odpowiedź namiętnie ją pocałował. Chłopaki za nim zaczęli  robić odpychające miny i wydawać różne obrzydliwe dźwięki. Maks jednak się tym nie przejął. Oni zawsze tak reagowali kiedy całował się z Viktorią. I musiał przyznać nie przeszkadzało mu to. Gdy już się od siebie odrwali mocno ją do siebie przytulił i odgarnąj jej włosy z czoła.
- No więc skarbie? - spytał ponownie .
- nie cieszysz się, że mnie widzisz? - spytała z promiennym uśmiechem.
- Nie no cieszę sie. Oczywiście, że się ciesze... tylko, nigdy wcześniej po mnie nie zachodziłaś. Stało się coś? - pocałował ja w czoło.
- Nie. Nic się nie stało. Po prostu...stęskniłam się za tobą. - powiedziała po czym wtuliła się w jego tors.

Po pół godzinie byli  już w domu. Jechali dość długo ponieważ był wypadek. Dwa samochody się ze sobą zderzyły. Gdy kierowali się do domu na dworzu paliły się już latarnie.
Będąc coraz bliżej drzwi usłyszeli krzyki.


*Maks*

Gdy weszlismy do domu usłyszeliśmy odgłosy awantury. Zgaduję, że to Caitlin i Jus.
- Co?! Co ty sobie wyobrażasz?! Że mozesz mnie oceniać?!?!
- Nic takiego nie powiedziałem! Ogarnij się troche, bo nasze dziecko jest w drodze!! - krzyczał ( jak zgaduje) Jus.
- Co się tak to nagle obchodzi coo??! Bo widziałeś mnie z Billem tak?! Co boli ?Hhhhm?
- Co? - Jus nie rozumiał.
- No co?! Nie udawaj, że się przejąłeś!! Przecież jestem dla ciebie tylko następnym (X) w kalendarzyku!! - darła się Cait.
- Pojebało cię już do końca?! Nigdy nikt inny nie liczył się dla mnie tak jak ty !! Zawsze byłaś kimś więcej a teraz!!? Teraz dajesz dupy jakiemuś staremu dziadowi! I co?! Masz z tego taką frajdę, że o własnym dziecku zapominasz?!
- Odpieprz sie ok!? Moje dziecko, moja sprawa!
- Nie! Nasze dziecko, Nasza sprawa! - poprawił ją.
- Jesteś żałosny wiesz?! Ty pukasz na lewo i prawo a ja co?! Nie mogę nawet się z kims całowac?!
- Od dwoch miesięcy nikogo nie puknałem! Oprocz ciebie oczywiście! - krzyczał
- Ooo jaki chwalipięta!! Cooo nie pukałeś bo żadna nie chciała z chłopakiem, który zrobił bachora innej co?!!
- Po prostu cię kocham idiotko!! - krzyknał po czym nastała cisza.

* Caitlin*

Po tych słowach nie wiedziałam co mam powiedzieć. W zasadzie to odkrzyknąć. Justin patrzył się na mnie , dosłownie przeszywał mnie swoimi zielonymi oczami. Aż zapragnęła utopic się w jego ustach. Jednak w porę się otrząsnęłam.
- Teraz się dla ciebie liczę tak?! A jak dowiedzałeś sie o ciąży to spierdoliłes! - krzyczałam dalej.
- Nie spierdoliłem!! Po prostu przerosło mnie to wszystko. Musiałem to przemyslec. - mowil juz troche spokojniej.
Prychnęłam.
- Przemyślec? A co tu przemyśleć?! Będziemy mieli dziecko i pogódź się z tym w końcu!! - krzyknęłam. - Mam dosyć tym twoich humorków. Coś ci nie pasuje to uciekasz a jak coś gra to jestes!! Rozumiesz?!! Mam..... - nie dokończyłam. Zrobiło mi się słabo a potem już tylko..... ciemność.

 * Justin *

 Cait zemdlała. Szybko do niej podbiegłem i zacząłem cucić. Jednak na marne. Po chwili zjawili się w kuchni Maks z Viki, którzy odruchowo zadzwonili na pogotowie. Karetka zabrała Caitlin 5 minut po telefonie. Przyjechali błyskawicznie i za to byłem im wdzięczny. Kiedy tak stałem przed salą martwiłem się  o nią. I to tak poważnie. Nie myslałem, w tamtej chwili o dziecku. Liczyła się tylko ona.
Po kilku chwilach poczułem czyjąć dłoń na ramieniu. Odwróciłęm glowe w tamtą stronę i ujrzałem Viktorie.
- Wszystko będzie dobrze - pocieszała mnie. Próbowała. Ale ja i tak wiedziałem swoje.
- Ta - powiedziałem tylko.
Maks też próbował podtrzymac mnie na duchu. Jednak widząc na krześle go razem z Viktorią zrobiłem się zazdrosny. Też chciałem spędzać tak dnie z Cait. Miałem nadzieję, ze jeszcze bedzie miedzy nami ok. Usiadłam plecami do sciany i przymknalem oczy. Niewiem jak dlugo tak siedzialem ale obudzil mnie glos doktora, ktory zajmowal sie moja Cait.
- I co z nią? - szybko wstalem na nogi.
- Wszystko jest w porzadku. Kto jest ojcem dziecka? - spytał.
- Ja - odrzekłem szybko.
- To w takim razie prosze za mna... i ostrzegam. Nie mam dobrych wiadomości - powiedzial lekarz i poszedl w strone gabineu.
Spojrzalem przerazony na Viktorię i Maksa a oni na mnie i ruszylem za doktorem.

*_*_*_*__**_*_*_*_*
Dziekuję za komenatzre pod ostatnim postem. Tak wiem, troche przy krótki. Pisan na szybko. Wybaczcie :D
Ps: posty bede dodawac co 2/3 dni :P

czwartek, 12 lipca 2012

Rozdzial 43 :D

* Maks*

- Witam. Pan Maks Green ? - spytal jeden z policjantow.
- Tak to ja. A o co chodzi?  -spytalem.
- Chodzi nam o ostatni wieczor. Wie pan cos o pobiciu pana Josha K? - spytal ten sam.
- Tak wiem. - odrzeklem.
- No wiec...? - podniosl brwi drugi.
I wtedy opowiedzialem wersje, ktora wymyslilem wczesniej. Policjanci dodatkowo przepytali Viktorie w sprawie gwaltu. Wnioslem pozew na Josha. Nie ujdzie mu to na sucho. Przepytanie calej naszej czwroki zajelo policjantom jakies 1,5 ( poltora) godziny.  W koncu wyszli.
Viktoria odetchnela z ulga. Przytulilem ja do siebie.
- Boze.. myslalem, ze juz nie wyjda. - zaczal Justin.
- Noo, dosc dlugo to ciagneli. - powiedziala Viki.
- Wlasnie.. za dlugo.  - dodalem w zastanowieniu.
- Nie wiem po co oni sie pytali o to wszystko Caitlin.
- No wiesz Jus, wszyscy to wszyscy - powiedzialem.
- Dobra ale...
- A moze zmienimy temat co ? - zagadnela Viki wychodzac z moich objec. - Nie wiem jak wy ale ja jestem strasznie glodna.
- Ja tez. - zawtorowalem jej. Dobrze, ze chociaz jedna osoba w tym domu mysli. Objalem ja ramieniem i poszlismy do kuchni. Justin zostal w korytarzu z Caitlin. Rozmawiali o czyms ale ich nie sluchalem.


* Justin*

 Kiedy policja juz wyszla odetchnalem z ulga. Mialem dosyc tych ciagle, powtarzajacych sie pytan. ,,Gdzie pan byl wczoraj wieczorem? O ktorej pan wyszedl z domu Brandona M? Co robil pan pozniej? .''...itp. Co ich to do cholery obchodzilo co ja robilem potem.
Po wyjsciu policji zaczalem rozmawiac z przyjaciolmi, gdy po chwili wspanialomyslna Viki zmienila temat i poszla z Maksem do kuchni cos zjesc. Chcialem isc za nimi ale Caitlin wziela mnie na bok.
- Musimy pogadac.
- Cos sie stalo? - zmarszczylem brwi.
- Tak. - westchnela.
- Co jest ?
Chwila ciszy.
- Jestem w ciazy. - powiedziala patrzac mi w oczy.
- COO?! - krzyknalem.
- Wiem, tez sie zdziwilam.. nie planowalam tego. Po prostu..... tak wyszlo.. - probowala sie usmiechnac.
- Przeciez bralas tabletki prawda? Jakim cudem zaszlas w ciaze???!!
- No bo widzisz ja..
- Co ty ?! - nie moglem wytrzymac i sie darlem.
- Nie bralam ich przez kilka dni.
- Co?! - pisnalem jak mala dziewczynka.
- Myslalam, ze to nic nie zmieni. Przepraszam..- opuscila glowe.
- Przepraszasz..?!?! Teraz w dupe se to wsadz?!!! Jak moglas mi to zrobic co?!?!?!?!?! Jak?!?! Czy ty kurwa zdajesz sobie sprawe z tego, co to dla nas oznacza?!?! Nie chce siedziec w domu i nianczyc jakiegos bachora bo jego mamusia zapomniala sie zabezpieczyc!!
- Ze co prosze?!?! Bachora??! Nie zapominaj, ze to nasze dziecko! Nasze!! Rozumiesz?! Nie obarczaj mni wina za to co sie stalo?! A czy ty sie zabezpieczales?!
- A co to ma do tego?! Mowilas, ze ty sie tym zajmiesz!  I co?! Prosze zajelas sie! Kurwa, zajebiscie sie tym zajelas!!
- Nie drzyj sie na mnie!! Jakos w lozku bylo ci dobrze!!
Zamilklem. Odwrocilem wzrok. Nie wiedzialem co jeszcze powiedziec. Wiedzialem, ze Caitlin ma racje. Popatrzylem na nia tylko i  zobaczylem, ze z trudem powstrzymuje placz. Podeszlem do niej niepewnie i przytulilem. Wtedy  dziewczyna rozplakala sie na dobre.

 * Viktoria*

- Co to za krzyki? - spytalam Maksa.
- Pewnie Justin z Caitlin znowu sie kloca o jakas glupote. Nie przejmuj sie nimi. Jedz. -pokazal broda   na talerz z makaronem i truskawkami, ktore przed chwila skonczyl mi gotowac.
- Dziekuje. - powiedzialam i pocalowalam go w policzek.
- Nie ma sprawy - usmiechnal sie i przytulil sie do moich plecow.
Podczas gdy ja zajadalam sie truskawkami do kuchni wparowala zaplakana Caitlin w objeciach Jusa.
- Co sie wam stalo? - spytalam zdzwiona.
Justin spojrzal na Caitlin.
- Jestem w ciazy. - powiedziala po chwili.
- Co?? -odpowiedzielismy jednoczesnie i otworzylismy szeroko oczy.
- Niestety to prawda.- powiedzial Justin cicho.
- ale jak to mozliwie?? Nie zabespieczaliscie sie? - spytal Maks patrzac na nich z niedowierzaniem.
 Justin poslal Caitlin gniewne spojrzenie.
- Nie. Caitlin miala sie tym zajac ale oczywiscie zapomniala.
- Znowu zaczynasz? Przeciez mowilam ci, ze to nie moja wina tak?! poza tym to ty chciales sie kochac prawie codziennie wiec masz...
- Ze co?! Teraz mnie o to oskarzasz? !Tak?? Nie moglas brac tych pieprzonych tabletek regularnie?!
- nie, nie moglam.
Justin prychnal.
- To teraz idziesz na skrobanke.
- Co?! - wymsknelo mi sie. - Justin powalilo cie?!
- Nie, nie powalilo mnie. Bedzie miala nauczke na nastepny razy.
Caitlin tylko na niego patrzyla i plakala jeszcze bardziej. W tamtej chwili dziekowalam Bogu, ze mam takiego chlopaka jak Maks. Dobrze, ze wtedy nie zdecydowalam sie na Justina. Wspolczuje Caitlin z calego serca. Nie bedzie miala z nim teraz latwego zycia.
- Ale nie mozna tak robic?! Jus. - do rozmowy wlaczyl sie Maks. - Przeciez ona moze miec traume do konca zycia.
- Trudno. Bedzie pamietac, ze tabletki bierze sie regularnie, a nie chwile przed seksem. - powiedzial i wyszedl. Chwile pozniej bylo slychac trzask frontowych drzwi.

- I co ja teraz zrobie co?! Przeciez nie moge usunac tego dziecka! - lkala Caitlin.
Poszlam i przytulilam ja.
- I go nie usuniesz. Nie mozna tak. To dziecko nie jest niczemu winne Cait ( Kejt).
- Wiem. Ale...
- Ale co??
- Co bedzie ze mna i Justinem?? Przeciez ja go kocham.
- Tak wiem, ze go kochasz. Ale teraz masz wiekszy problem.
Dziewczyna rozplakala sie jeszcze mocniej.
- Sluchaj... - zaczelam, gdy poczulam czyjes rece na moich biodrach. Odwrocilam odruchowo glowe i zobaczylam Maksa. Usmiechnelam sie na co on odwzajemnil i od razu zrobilo mi sie lzej na sercu. Odwrocilam sie z powrotem do Cait konczac moja wypowiedz.
- Sluchaj... czasami w zyciu  jest tak, ze kiedy jest naprawde duzy problem to wtedy poznajemy prawdziwe oblicze bliskich nam osob. Moze po prostu Jus nie byl ci pisany. Zreszta.... dobrze wiedziaalas, jakie on prowadzi zycie prawda? To teraz cze..
- Ale on sie zmienil rozumiesz?! Mowil, ze mnie kocha, przestal palic, pic, chodzic na imprezy. Zostawal ze mna w domu.
- No tak..hm... a co robiliscie jak zostawal z toba w domu?
 Poczatkowo Cait mi nie odpowiedziala ale po chwili odrzekla:
- Seks. - no i wszystko jasne : pomyslalam. Dlatego z nia zostawal, zeby mu sie oddawala.
Najwidoczniej seks z nia przypadl mu do gustu.
Chcialam cos powiedziec ale wolalam nie palnac jakiejs glupoty wiec sie zamknelam i wrocilam do jedzenia makaronu. Maks poszedl razem ze mna wciaz trzymajac mnie za biodra. Przenioslam swoj talerz do sypialni na gore, zostawiajac Cait sama. Chcialam zeby sobie przemyslala moje swoja..
- Boze wspolczuje jej. - zaczal Maks zamykajac drzwi.
- Ja tez. - dodalam rozkladajac sie na lozku i jedzac makaron z truskawkami.
- Podasz mi laptopa? - poprosilam.
- Proszz - powiedzial.
- Dziekuje - cmoknelam go w policzek.
- Ciekawy jestem gdzie poszedl ten idiota. Pewnie na impreze. Zamiast zajac sie swoja dziewczyna on baluje. - powiedzial Maks przyslaniajac lekko rolety.
- Oj skarbie daj spokoj.. trudno jego wybor. TO nie ty bedziesz siedzial z pieluchami za 9 miesiecy.
- Wiem, wiem kochanie - powiedzial po czym polozyl sie na mnie wygodnie.
- Nie za dobrze ci? - spytalam.
- Troche az za bardzo . -powiedzial obejmujac moje ramiona swoimi. Splotl lewa reke z moja. Prawa musialam wystukiwac litery na klawiaturze.
- Wiec... mam nadzieje, ze bede ojcem chrzestnym - zaczal.
- Maks ..... - westchnelam - to nie pora na zarty.
- Oj chcialem cie jakos rozweselic - powiedzial calujac mnie w ramie.
- Wiem skarbie wiem. - powiedzialam.
Po okolo 40  minutach zachcialo mi sie do lazienki. Zeszlam do korytarza i uslyszalam dziwny kawalek rozmowy Cait.
- Tak... co??.......tak... zalatwione.....kupi......no.....ok.....tak dzieki...... niee.... cze.... .
,,Dziwne'' -  pomyslalam.
Niewiele myslac poszlam szybko do lazienki  i wrocilam do pokoju.
- Maaakss  - przeciagnelam litery.
- Tak kotku? - spytal.
- Sluchaj bo jak teraz bylam ... - przyciagnal mnie do  siebie - jak teraz byla na korytarzu to uslyszalam dziwna rozmowe Cait.
- Jaka rozmowe?? - spytal Maks - Jus juz wrocil??
- Niee, nie z Justinem. Wydawalo mi sie, ze rozmawiala przez telefon. Cos o jakims kupnie, ze ktos cos kupi nie wiem..
- Hm.. ja tez nie.
- Ej - ozywilam sie. - A moze ona chce sprzedac swoje dziecko.
- No co ty kochanie, chyba nie mowisz powaznie. Komu? Kto by kupil dziecko od nastolatki.
- No wiesz.. nie takie rzeczy sie slyszalo. - powiedzialam.
 Maks nic nie powiedzial tylko pokrecil glowa i rzucil sie ze mna na lozko.

*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
43 rozdzial za nami. :P
Mam nadzieje, ze wam sie podoba :d xD
Nie wyszedl zbyt dlugi ale pisany na szybko :)
Dziekuje za koemnatrze pod ostatnimi rozdzialami ;P

środa, 11 lipca 2012

Rozdzial 42 .

* Viktoria*

Kiedy zobaczylam wynik testu kamien spadl mi z serca. Nie bylam w ciazy!! Szybko wybieglam z lazienki i rzucilam sie na szyje siedzacemu pod sciana przy drzwiach Maksowi.
- Ejejej skarbie, co jest? - spytal zdziwiony.
- Negatywny! - krzyknelam w odpowiedzi.
Maks szybko mnie do siebie przytulil i cieszyl sie wynikiem razem ze mna.
- Cale szczescie, ze nie jestem w ciazy.  - powiedzialam gdy siedzelismy juz w salonie i czekalismy na Justina i Caitlin.
- No, masz szczescie mala. - powiedzial Maks i pocalowal mnie w glowe.
Oparlam glowe o jego tors ( siedzialam mu miedzy nogami) i przymknelam oczy. Musielismy czekac dluzej niz chwile na nasze  golabeczki ale w koncu sie zjawili.
- I co? Jak test? - spytala Caitlin wchodzac do salonu.
- A jak myslisz? - spytalam ucieszona.
- Po minach wnoskuje, ze..... negatywny? - zgadywala.
- Tak! - krzyknelismy jednoczesnie.
- Boze, tak sie ciesze. - odkrzyknela i podbiegla przytulic mnie.
- Dziewczyny - powiedzial Justin i skierowal sie do kuchni.

* Maks *

Bardzo cieszylem sie z tego, ze Viki nie jest w ciazy z tym skurwielem. Kiedy powiedziala, ze test jest negatywny czulem jakby ogromny kamien spadl mi z serca. 
Siedzielismy i czekalismy w salonie na reszte.
- Jak tam? - spytalem lapiac jeden z jej kosmykow i chowajac za ucho.
- Czuje sie swietnie - przeciagnela sie i polozyla glowe na moich kolanach.
- To dobrze - usmiechnalem sie. - Tez sie ciesze z wyniku tego testu. - musnalem jej wargi.
Usmiechnela sie a ja odwzajemnilem.
Patrzelismy sobie w oczy przez jakis czas gdy Viki przerwala te cisze.
- Gdzie oni sa ? - spytala.
- Nie mam pojecia skarbie. Pewnie zaraz przyjda. - powiedzialem i zaczalem bawic sie jej wlosami.
Po kilku chwilach drzwi sie otworzyly i weszla Caitlin z Justinem.
- I co? Jak test? - spytala Caitlin wchodzac do salonu.
- A jak myslisz? - spytala szczesliwa Viktoria.
- Po minach wnoskuje, ze..... negatywny?
- Tak! - krzyknelismy jednoczesnie.
- Boze, tak sie ciesze. - odkrzyknela i podbiegla przytulic mojego skarba.
- Dziewczyny - powiedzial Justin i skierowal sie do kuchni. Po chwili poszedlem za nim zostawiajac Viktorie z Caitlin.
- No i jak tam? - zagadnal Jus gdy wszedlem do kuchni.
- Dobrze, dobrze - poprawilem daszek full capu.
- Dobrze, ze nie jest w ciazy co?
- Noo, dobrze - powiedzialem ale juz chyba bardziej do siebie. Nie moglem wymazac z glowy tego obrazu gdy on robi TO mojej dziewczynie. Nigdy wiecej juz nie zostawie jej samej. Nigdy. Z zamyslan wyrwal mnie glos Viki.
- Maksiuu - powiedziala przytulajac sie do moich plecow.
- Slucham cie kochanie ? - odwrocilem sie do niej i wpadla prost w moje ramiona.
- Hm... - zaczela. Byla taka slodka. - Kocham cie wiesz? Bardzo, bardzo, bardzo mocnoo. - powiedziala. A ja sie szeroko usmiechnalem.
- Ja ciebie tez kochaniee. - powiedzialem.
- O moj boze! Ogarnijcie sie troche! - krzyknal Justin ze skrzywiona mina. Na co Caitlin sporunowala go wzrokiem.
- Kocham cie kocham - powiedzial gdy zauwazyl jej wzrok.
 Dziewczyna zmrozyla oczy a Justin porwal ja na rece i pobiegli na gore.
Zostalem z Viktoria sam w kuchni. Gdy sie oderwalismy od siebie mocno sie do mnie wtulila.
- Idziemy spac ? -spytala.
- Jasne. - powiedzialem.
Wzialem ja na rece i zanioslem prosto do lozka. Wtulila sie we mnie i zasnela w moich ramionach .


 * oczami autorki *

Rano obudzil nasza pare dzwiek telefonu. Maks szybko go odebral i wyszedl na korytarz.
- Halo ? -spytal nie patrzac na ekran komorki.
- Viki ? -uslyszal glos Brandona.
- Po co do niej dzwonisz?! - wkurzyl sie Maks.
- Chcialem z nia pogadac.
- Ciekawe o czym?!
- To juz nasza sprawa. Dasz mi ja??
- Chyba cie powalilo! Nie! I odpieprz sie od niej w koncu! Juz dosc sie przez ciebie wycierpiala! - krzyknal i rozlaczyl sie.
- Czemu tak krzyczysz? - spytala Viktoria stojaca w drzwiach ich pokoju. Maks na dzwiek jej glosu momentalnie odwrocil sie w jej strone.
- Nic takiego kochanie. Idz spac ja tez juz ide.
- Maks co jest ?
- Chodz. - powiedzial i slapal ja w pasie prowadzac do lozka. - Musimy pogadac.
- O czym ?
- Posluchaj.  Dzwonil Brandon - powiedzial brunet kiedy Viktoria siadala mu na kolana.
- Co? Co mowil?
- Mowil, ze chce z toba pogadac. Sluchaj czy on mowil ci cos o czym nie wiem?? - spytal Maks.
Viktoria nie odpowiedziala i spuscila glowe.
- Viki ?
Cisza.
- Viktoria co on ci powiedzial ? -spytal ponownie.
- Ze zabil czlowieka - odpowiedziala prawie szeptem.
- COO?? Zartujesz?
- Nie.
- Ale, ale ... ale jak to ?? Kiedy? Gdzie?
- Nie wiem. Mial mi powiedziec przy jakiejs tam okazji.
- O nie! Pamietaj! Skarbie musisz mi mowic gdzie idziesz i z kim. Nigdy nie wychodz nigdzie z Brandonem. Nie chcesz chyba, zeby stalo sie  to co ostatnio, prawda ? - powiedzial. - Bedziesz mi mowic gdzie wychodzisz ? - spytal patrzac jej w oczy.
- Tak. - usmiechnela sie lekko. Oparla glowe o jego ramie i westchnela gleboko.
- Musze sie z nim spotkac.
- Ide z toba. - powiedzial krotko Maks.
Dziewczyna nie protestowala. Wolala isc tam z Maksem. Czula sie przy nim pewniejsza siebie i bardziej bezpieczna.
- Dobrze. - powiedziala po chwili podnoszac sie i calujac go prosto w usta.
Telefon zadzwonil znowu. Tym razem Maks po blaganiach Viki dal jej odebrac. To byl znowu Brandon.
- Halo ?
- Viki?
- Tak co chcesz?
- Sluchaj, ja naprawde nie wiedzialem, ze Josh zrobil ci to co ci zrobil. Serio.
- Dobra nie wazne. Po co dzwonisz?
- Sluchaj... policja  bedzie u was za chwile.
- Coo?! - krzyknela Viki.
- Josh zlozyl pozew o pobicie.
- Jak to?? Zartujesz?! - krzyknela a w jej oczach wezbraly sie lzy.
- Co sie stalo? - szpenal Maks.
- Josh zlozyl pozew o pobicie. - szepnela.
Maks otworzyl szeroko oczy .
- Nie zartuje. Postanowilem, ze za to co ci zrobil wezme wine za to pobicie na siebie. Juz i tak duzo sie przeze mnie wycierpialas. Tak samo bym sie zachowal na miejscu Maksa.
- Coo? Serio to zrobisz?
- Co zrobi?  -spytal znowu Maks. Viktoria polozyla mu palec na ustach.
- Tak serio. Powiedz Maksowi, ze go za to wszystko przepraszam.
- Ok przekaze mu.
Pogadali jeszcze chwile.
Cisza.
- Dzieki - odpowiedziala Viktoria po chwili.
- Nie ma sprawy.
Rozlaczyla sie.
- Noo... mow cosie stalo?? - pytal Maks niecierpliwie.
- Skarbie spokojnie. Nie denerwuj sie - zasmiala sie Viktoria. - Wiec tak: Brandon powiedzial, ze Josh zlozyl pozew o pobicie. Brandon wezmie wine na siebie. Bardzo cie przeprasza za to co sie stalo , i zachowalby sie tak samo na twoim miejscu. Wiec zrekompensuje to nam i powie, ze to on pobil Josha. A i jeszcze jedno- dodala - policja ma tu przyjechac  i musimy jej powiedziec, ze bylismy w domu caly wieczor.
Maks siedzial i sluchaj. Kiedy Viki skonczyla nie wiedzial co ma powiedziec. Byl zdziwiony decyzja Brandona ale w glebi serca sie cieszyl, ze nie stanie przed sadem.
- Maks? Skarbie powiedz cos.
- Co?  - spytal - A, tak.. to milo z jego strony, ale on przeciez bedzie mial jeszcze sprawe za zabojstwo prawda?
- No wlasnie... a propo tego.. . Nikt nie wie, ze to on to zrobil wiec narazie jest czysty. Mam nadzieje, ze nikomu tego nie wygadasz co? - spojrzala na niego podejrzliwie.
- Viki... no przeciez jasne ze nie - dodal i pocalowal ja lekko.
 To dobrze -usmiechnela sie szeroko. Pierwszy raz od feralnego  tygodnia.
- Trzeba powiedziec Justinowi, zebysmy  mieli wspolna wersje.
- O wlasnie.. zapomnialam o Jusie - dodala Viki. - Chodz do nich. - powiedziala po czym wstala i pociagnela chlopaka za reke.

- Moglibyscie przynajmniej zamykac drzwi na klucz kiedy to robicie! - krzyknela Viki z obrzydzeniem.
- Ej no.. spieprzac stad -powiedzial zmieszany Justin i zszedl z Caitlin, ktora szybko zakryla sie koldra.
- Co znowu ? - jeknal.
- Musimy pogadac. Brandon dzwonil. - powiedzial Maks.
- Co? Czego chcial? - szatyn od razu sie orzywil.
- Byla u niego policja i zaraz bedzie u nas. - wyprzedzilam Maksa ktory dziwnie na mnie spojrzal. Ale po pocalunku od razu sie rozchmurzyl.
- Po kiego..?
- Josh zlozyl sprawe do  sadu . - dodalam - Chodzi o to pobicie.
- Zlozyl pozew na Ciebie Maks?
- Tak na Maksa, a ze Brandon chce nam to zrekompensowac bo nic o tym nie wiedzial, sam sie przyznal.
- Coo? - Justin otworzyl oczy ze zdziwienia. - Pieprzysz??
- Pieprzysz.. to ty wlasnie w tej chwili.. - zasmial sie Maks.
Justin sie zmieszal.
- Dobra czyli robimy tak - pominela jego reakcje  Viktoria - Brandon  powiedzial, ze nasza wspolna wersja ma byc taka, ze wszyscy bylismy caly wieczor w domu.
- Co jak to?? A gwalt? Przeciez to trzeba tez zglosic?! - wkurzyl sie Justin. Viktoria zamilkla. Szatyn mial racje. Nie mozna bylo tego zostawic. Maks w tej chwili zaczal sie denerwowac.
- Masz racje Jus. To trzeba zglosic. Jak policja tu przyjedzie powiem im, ze ja z Justinem bylismy wieczorem w domu Brandona. Poniewaz Josh  porwal i zgwalcil Viktorie , a my ja znalezlismy. Gdy Brandon sie o tym dowiedzial pobil Josha. Tyle - powiedzial dumny z siebie Maks.
- Ooo O o o ! I to bedzie najlepsze. - powiedzial po chwili Justin.
Vikotoria popatrzyla  z duzym usmiechem na Maksa i sie usmiechnela.
- Jestes super madry. Serio - zasmiala sie.
- Przepraszam, ale czy ty sie ze mnie smiejesz ?
- Jaaa?? No co ty skarbie. - zasmiala sie znowu.
- O niee! Nie podaruje ci tego. - powiedzial. Zlapal ja w pasie i przerzucil sobie przez ramie.
- Maks pusc! - krzyczala i probowala sie wyrwac.
- Dobra my musimy juz spadac. Narazie! - krzyknal do Justina i Caitlin i zniknal za drzwiami. Poszedl do sypialni  i rzucil sie z Viki na lozko.
- Maks wariacie co ty wyprawiasz. - zaczela sie smiac kiedy gilgotal ja po calym ciele.
- To za to, ze sie ze mnie nabijasz! - krzyknal
- Nie, nie! Prze... przes .. stan! - krzyczala.
- A dasz mi buziaka? - spytala przerywajac na chwile.
- Ile bedziesz chcial ale juz przestan! - krzyczala przez smiech.
 Chlopak momentalnie przestal ja gilgotac. Polozyl sie na nia delikatnie, ich usta dzielily milimetry. Oboje poczuli motyle w brzuchu. Ich pocalunki z kazda chwila byly coraz  namietniejsze. Maks schodzil coraz nizej, gdy zszedl dosc nisko Viktoria zaprotestowala.
- Maks nie moge.
- Stalo sie cos?
- To przez ten..
- aaa ok. - powiedzial i  polozyl sie zawiedziony obok niej.
- Nie gniewasz sie prawda? - spytal.
- Nie, oczywiscie ze nie. Tylko..  chcialem dzisiaj spedzic z toba mila noc a..
- Tak wiem. Ja tez bym chciala. Tylko przez to co sie ostatnio wydarzylo jakos.... troche obrzydza mnie stosunek.
 Maks spojrzal na nia mocno zdzwiony.
- Obrzydza?
- Znaczy.. moze zle dobralam slowa. Ale po tym co sie stalo w piwnicy nie chce sie narazie kochac wiesz po pros..
- Tak wiem skarbie - powiedzial i przyciagnal ja do siebie - rozumiem. Mamy jeszcze duzo czasu na seks - powiedzial.
- Ciesze sie, ze rozumiesz. Inni to juz by robili mi wyrzuty, ze nie chce sie z nimi kochac.
- Ja tak nie zrobie. - powiedzial usmiechajac sie do dziewczyny.
- Kocham cie - odwzajemnila usmiech.
- Ja ciebie bardziej. - powiedzial i pocalowal ja namietnie.
Polezeli przez chwile gdy uslyszeli dzwonek do drzwi. Byli przerazeni gdy otworzyli a w drzwiach stanela policja.

*_*_*_*_**_*_*_*_**_*_*_*_**_*_*_*_*
No i prosze, lekko przeslodzony :d Ale co tam.. hehe :)
Mam nadzieje, ze sie podoba. :D

poniedziałek, 9 lipca 2012

Rozdzial 41 .

                                   * oczami autorki *

Minal tydzien a Viktoria nadal zachowywala sie dziwnie. Przez ta cala sytuacje zaczela oddalac sie od Maksa. Chlopak czul sie bezsilny, nie mogl jej przytulic, pocalowac. Zastanawial sie nawet czasami czy to ma jeszcze jakis sens. Kochal Viktorie, ale nie mogl jej pomoc w zaden mozliwy sposob. Dziewczyna nie pozwalala mu sie do siebie zblizyc. W koncu ktorego dnia wstajac z lozka postanowila, ze dzisiaj mu powie. Brunet siedzial na kanapie w samych bokserkach i ogladal jakis film. Widac bylo, ze nie jest nim zainteresowany. Jego mysli ciagle krazyly wokol Viktorii. Kiedy dziewczyna zeszla skierowala sie najpierw do kuchni. Wlala sobie soku do szklanki. Wypila stajac przy oknie, po czym skierowala sie do salonu, w ktorym znajdowal sie chlopak.
- Hej - powiedzziala niesmialo.
- Czesc - odrzekl Maks nie odrywajac wzroku od telewizora.
- Mozemy pogadac? - spytala stoijac w progu.
Chlopak momentalnie na te slowa wylaczyl telewizor i odstawil talerz ze sniadaniem. Spojrzal na dziewczyne, i ruchem reki zaprosil ja zeby usiadla obok.
- Posluchaj.. - zaczela. - Na samym poczatku chcialam cie bardzo przeprosic za moje zachowanie. Nie wiedzialam jak ci to powiedziec, ale teraz juz wiem. Posluchaj. - westchnela - Zostalam zgwalcona - powiedziala prawie szeptem.
- Ze co?! - krzyknal Maks. - Jak to zgwalcona ?! Przez kogo?!! - przysiadl sie blizej i zlapal ja za dlon.
- Pamietasz tego kolege Brandona? To on.
- Nie no zabije skurwiela!- krzyknal . Juz chcial wychodzic, ale Viktoria go zatrzymala.
- Maks nie idz tam, nie rob nic glupiego.Prosze cie.
- Jak mam nie robic nic glupiego po tym co wlasnie uslyszalem?! Nie podaruje mu tego! Dobral sie do ciebie!
Dziewczyna bez slowa ze lzami w oczach wstala i mocno wtulia sie w tors Maksa.
- Skarbie prosze.. nie chce cie stracic - lkala w jego ramionach,
- Nie starcisz mnie - odrzekl calujac ja w jej czupryne.
- Nie idz do niego.
Cisza.
- Maks? - podniosla glowe zeby spojrzec mu w oczy. Byly zaszklone, bylo widac w nich zlosc i nienawisc.
- Maks. - powiedziala glosniej. - Nie idz tam prosze. - odrzekla.
Chlopak westchnal i wtulil sie w nia jeszcze bardziej.
- Dobrze, nie pojde.
- Obiecujesz? - spojrzala mu w oczy.
- Obiecuje - odrzekl.


              * Maks *
Nie moglem mu tego podarowac. Ale tez musialem jakos uspokoic Viki. Postanowilem, ze pojde do niego ale dopiero jak Jus wroci od Caitlin. Zajmie sie Viktoria.
- Maks? - spytala.
- Tak skarbie ?
- Na pewno tam nie pojdziesz ?
- Na pewno. - odrzeklem i poglaskalem ja po polizku na co ona sie usmiechnela. Byla taka niewinna i bezbronna. Jak sobie pomysle, ze ..... Cisnienie mi przyspiesza. Pocalowalem ja w glowe i wlaczylem telewizor. Po niespelna pol godzinie wrocil Justin. Caitlin byla z nim. Ale moze to i lepiej.
 -Ooo widze, ze juz wszystko w porzadku - odrzekl trzymajac Caitlin za reke.
 Maks spiorunurowal go wzrokie. Justin od razu ucichl.
- Caitlin moze zostaniesz z Viktoria? Ok? Musze chwile pogadac z Justinem.
- ok.
- Co sie stalo? Gdzie idziesz? - odezwala sie przestraszona Viktoria.
- Nigdzie kochanie. Bede na tarasie. Obiecuje. - odrzeklem i musnalem delikatnie jej usta. W koncu!
Poszedlem z Justinem na taras.
- Stary sluchaj jest tak jak myslalem. - zaczalem.
- Czyli co?  - spytal szatyn wychylajac glowe przez drzwi zeby zobaczyc czy dziewczyny rzeczywiscie sa w salonie. Byly. Zamknal drzwi i stanal przy barierce obok mnie.
- On ja zgwalcil.
- Kto? Brandon? - Justin otworzyl oczy szeroko.
- Nie Brandon . Ten drugi.
- Kurwa. - zaklnal pod nosem.
- Wlasnie. Trzeba to jakos ogarnac, dlatego tam ide.
- Ze niby co?! Nie mozesz tam isc, czlowieku przeciez jak mu cos zrobic to pojdziesz siedziec. Co bedzie wtedy z Viktoria??
- Ty sie nia zajmiesz - powiedzialem cicho.
- Pojebalo cie?! Nie mozesz jej tego zrobic. Nie po tym co teraz przeszla!
Nie odezwalem sie. Justin mial racje.  Gdybym teraz zostawil ja sama to nie wybaczylaby sobie tego.ie potrafilbym tak. Musze byc teraz z nia. Z zamyslen wyrwal mnie glos Caitlin
 - Nie podoba mi sie to.
- O czym ty mowisz ? -spytam Jus.
- Viki wymiotuje.
- Ze co?! - krzyknalem.
- Wydaje mi sie, ze ona jest w ...
- No ty chyba zartujesz?! - znow krzyknalem.
- A czy myslisz, ze gwalciciele uzywaja zabezpieczen? - dodala. - Niepokoje sie o nia.
Bez slowa pobieglem w kierunku lazienki da gorze. Viktoria wlasnie z nie wychodzila. Spojrzala na mnie zaklopotana.
- Viki co jest?
- Mam mdlosci. - szepnela.
Swiat mi zawirowal. A co jesli to co mowila Caitlin to prawda? Viki jest w ciazy??
- Chodz tu do mnie.  - odrzeklem i przytulilem ja widzac lzy w jej oczach.
- Maks co z nami bedzie ? - spytala przez placz.
 - Bedzie dobrze. Zobaczysz. - przytulilem ja mocniej.
- Jak to dobrze? A jak bede w ... ... w ciazy? - spytala patrzac mi w oczy. - Nie zostawisz mnie prawda? - spytala.
- Oczywiscie, ze nie. Skrabieee za mocno cie kocham.  Przeciez razem mozemy wychowac to dziecko. Jakos spobie poradzimy.. spokojnie. Tylko juz nie placz.  - odrzeklem. W glebi serca bylem przerazony. Jak my sobie poradzimy z dzieckiem?? Nie moglem dlugo myslec, bo Viki znow pobiegla do lazienki. Bylo mi jej strasznie szkoda. Teraz wiedzialem, ze musze isc do tego skurwiela, ktory jej to zrobil i rozliczyc sie z nim.  Gdy Viki wrocila zaprowadzilem ja do pokoju, w ktorym sie polozyla i w moich ramionach zasnela. Byla taka slodka. Mialem ochote ja wycalowac. Powstrzymalem sie jednak z trudem, zszedlem na dol zostawiajac ja spiaca.
- Justin. - zawolalem.
- Co jest stary ? - spytal.
- Jade tam.
- Gdzie?
- Do tego skurwiela. Zaplaci mi za to.
- Nie mozesz tam jechac sam. Jade z toba.
Przytaknalem. Z kumplem bedzie mi razniej. Caitlin zostala z Viktoria. Obiecala, ze nie powie gdzie jedziemy jak Viki sie obudzi, jednak wiem, ze cos jej wygada... dziewczyny...

15 minut pozniej bylismy na miejscu. Kiedy przechodzilismy przez podworko,przeszedl mnie zimny dreszcz. Zakupalem do drzwi. Otworzyl mi oprawca mojej dziewczyny. Od razu sie na niego rzucilem.

* Justin*

 Kiedy w drzwiach stanal oprawca Viktorii Maks bez zastanowienia rzucil sie na niego. Spodziewalem sie tego, ale nie az tak szybko. Kiedy wyladowali na podlodze i zaczeli sie walic po twarzy, szybko probowalem ich rozdzielic. Krzyczalem to na jednego to na drugiego. Nie wiadomo skad ze schodow zbiegl Brandon.  Byl mocno zdziwiony ta cala sytuacja. Zaczal mi pomagac. choc wcale tego nie potrzebowalem bo juz udalo mi sie prawie ich rozdzielic.
- Jestes zwyklym skurwielem ! - krzyczal Maks.
- Mala sama chciala. - odrzekl sprawca z drugiego kata salonu. Maks juz do niego wstawal ale przytrzymalem go.
- Co wy ty odpierdalacie?! - krzyknal Brandon.
- Nie udawaj, ze nie wiesz! Zabije tego twojego koleszke!
- Coo?? Ale za co?
- Za co?? - prychnal Maks - Za to co zrobil Viktorii. Co jeszcze sie nie chwalil??
Brandon zdezorientowany spojrzal na Josha.
- Co? - syknal.
- Co ty zrobiles??  - spytal Brandon.
Bylem zbity z tropu, Maks tez. Nie mielismy pojecia co to wszystko ma znaczyc. Czy Brandon jest az tak dobrym aktorem czy na prawde nic nie wiedzial o gwalcie.
- Zabawilem sie troche. - usmiechnal sie bezczelnie do Maksa - Nic wielkiego.
 w tym momencie Maks nie wytrzymal i rzucil sie na Josha. Niestety nie mogle go przytrzymac bo zrobil to bardzo szybko. Brandon tez wiele nie zdzialal. Siedzial obok tej bojki i sie jej przygladal zezorientowany. Ryknalem na niego i w koncu sie ruszyl pomagajac mi ich rozdzielic. Zanim jednak to nastalo Maks zdazyl juz polamac 4 zebra Joshowi, reke i nos.  Josh skrecal sie z bolu kiedy oderwalismy od niego Maksa. Brandon nie pomogl mu wstac, w niczym mu nie pomogl.
- Wiec nic o tym nie wiedziales? - spytalem.
- nie mialem pojecia.
- Tak jasne . Ty nigdy nic nie wiesz. Pewnie tez na tym skorzystales. Jestes takim samym skurwielem jak i on ! - krzyknal w twarz i splunal w  nia. Po czym mocno wkurzony wyszedl do samochodu. Bez slowa wyszedlem za nim, patrzac jeszcze z pogarda na zwijajacego sie z bolu Josha.
- Szkoda , ze sie tak zmieniles. - dodalem i wyszedlem.

 * Caitlin *

Nie moglam jej powiedziec gdzie chlopacy pojechali. Viktoria niedawno wstala i zaczela sie mnie wypytywac. Obiecalam  Justinowi, ze nic nie powiem. Jednak mnie przelamala.
- Pojechali do domu Brandona.
- Coo??
- Mialam ci nie mowic.
- Nie zatrzymalas ich??
- Nie moglam. Wiesz jaki jest Maks kiedy sie wkurzy.
- I wlasnie tego sie boje. - powiedziala i pobiegla do lazienki.
Zeszlam na dol i zrobilam jej salatke. Slyszalam, ze dziewczyny w ciazy powinny sie zdrowo odzywiac.
Kiedy zeszla zaproponowalam ze pojde po test ciazowy. Viktoria sie przestraszyla. Widac bylo, ze nie chce znac wyniku. No ale tak czy tak trzebabylo kiedys go poznac.  Nie zastanawiajac sie dlugo poszlam do sklepu kilka przecznic dalej. Szlam z pol godziny w te i z powrotem.
Gdy wrocilam chlopacy juz przyjechali. Viktoria siedziala wtulona w Maksa. Ten ja przepraszal, ze tam poszedl ale nie mog tego tak zostawic. Justin z kolei siedzial w kuchni i popijal sok pomaranczowy.
- I jak? -spytalam wchodzac do kuchni.
- Dosyc zle.
- Czyli? - spytalam marszczac brwi.
- Czyli... Maks go polamal.
- Coo?- otworzylam szeroko oczy. - Serio??
- Niestety tak. - odrzekl moj chlopak.
Podeszlam i bez slowa przytulilam sie do jego plecow.  Posiedzielismy tak chwile i do kuchni wszedl Maks.
- Slyszalam, ze polamales oprawce Viki.
- Wez nic nie mow. - odrzekl Maks. - Jestem taki nakrecony. Zabilbym go gdyby tu teraz stal. - dodal nalewajac soku do szklanki.
- Ale jedno mnie zastanawia - dodal po chwili  zakrecajac karton tymbarka i staojac przodem do nas - Czy Brandon rzeczywiscie nic nie wiedzial czy tylko sie zgrywal.
- Moim zdaniem to nic nie wiedzial. Znam go dosc dobrze i cos mi sie wydaje, ze nie mial pojecia co sie dzialo pod jego dachem.
- Ja tez tak mysle.. - odrzekl i wyszedl  z kuchni.

         * Viktoria *

 Siedzialam na lozku w pokoju i trzymalam test ciazowy w rekach. Balam sie go zrobic. Wiedzialam, ze jak bedzie  pozytywny to Maks zostanie ze mna, bedzie mi pomagal, ale jednak balam sie tego. Modlilam sie w myslach, zeby byl negatywny. Po chwili Maks wparowal do pokoju.
- Mam soczek skarbie. - powiedzial podajac mi go i siadajac obok. - Czekaj...czekaj..., co to.. je...Chcesz  zrobic test ciazowy?
- Tak. Caitlin mnie namowila. Wczesniej czy pozniej  bedzie trzeba.  - upilam lyk i podalam szklanke Maksow, ktory polozyl ja na szafce nocnej kolo lozka.
- To chodz zrobmy ten test i miejmy to z glowy.
- Czekaj... my?
- No tak my. - powiedzial biorac mnie na rece i niosoc do lazienki.
- Maks.. przepraszam ale chce go zrobic na osobnosci.
- Ok , rozumiem - powiedzial. Widac, bylo ze jest zawiedziony.
Bylam w lazience 15 minut. Nie wiedzialam, czy robic ten test czy niee. W koncu jednak przelamalam sie i zorbilam. Czekalam chwile i czekalam. To co zobaczylam zwalilo mnie z nog.


*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
No prosze. Ten jest troche dluzszy od poprzedniego. Mam nadzieje, ze sie podoba :)

piątek, 6 lipca 2012

Rozdzial 40 :D

*Maks*

- Viki ?? CO ci jest? - spytalem.
- Nic. - szepnela patrzac w szybe.
- Jak to nic? Przeciez widze, ze cos nie gra.
Nie odpowiedziala mi juz. Patrzylem sie na nia do konca drogi. Mialem w myslach same najgorsze rzeczy. Do glowy nawet przychodzil mi gwalt.. ale niee, przeciez Brandon nie jest do tego  zdolny.... chociaz.. ten jego nowy kumpel.. w koncu dobieral sie do Viktorii, ale przeciez przeszkodzilismy mu czyli nie zdazyl jej zgwalcic ani nic.  Kiedy bylismy na miejscu szybko wyskoczylem z samochodu i pobieglem otwotrzyc drzwi Viktorii. Dziewczyna jednak byla szybsza i sama je sobie otworzyla. Kiedy chcialem ja wziasc na rece, odepchnela mnie lekko i powiedziala, ze sama sobie poradzi. Bylem bardzo zaniepokojony jej zachowaniem. Justin tylko na nas patrzyl, potem wszedl do domu i schowal sie u siebie, rozmawiajac z Caitlin. Ja zostalem z Viki na dworzu. W drodze do drzwi dziewczyna potknela sie i upadla w kaluzee (rano padalo), szybko jej pomoglem. I pod przymusem wzialem  na rece, chociaz dziewczyna sie lekko ociagala. Wnioslem ja na gore do naszej sypialni i polozylem na lozku sciagajc z niej mokra i brudna marynajke Jus'a. Kiedy tylko ja sciagnalem Viktoria szybko przykryla sie koldra i oddalila az pod sciane. Bylem coraz bardziej zaniepokojony. Postanowilem po wykapaniu sie wyjasnic z nia jej dzisiejsze zachowanie. Wzialem prysznic, zalozylem same bokserki i poszedlem do sypialni. Viktoria byla ubrana w spodenki do kolan i koszule na  krotki rekaw.
- Viki? - zaczalem.
- Co. - odpowiedziala niechetnie.
- Co sie z toba dzieje skarbie? Martwie sie o ciebie.
- Nic mi nie jest. Zajmij sie soba. - powiedziala i polozylam sie do lozka.
Nie dalem za wygrana i wgramolilem sie za nia.  Przysunalem sie do niej na tyle blisko, ze dotykalem jej plecow swoim torsem. Widac bylo, ze probuje sie jakos ode mnie odepchnac tylko nie bardzo miala gdzie bo juz i tak wchodzila na sciane.
- Viktoria powiedz mi co sie stalo. - odparlem stanowczo.
- Nic. Juz mowilam.
Odgarnalem jej wlosy i zlapalem za podbrodek odwracajac jej glowe w moja strone. Spojrzalem jej w oczy i przerazilem sie.
- Viki co jest?
Dziewczyna nie odpowiedziala tylko odwrocila sie z powrotem do sciany.
- Viktoria kurwa! Dojasnej cholery powiuedz mi co sie stalo! - krzyknalem. Nie moglem juz wytrzymac tej niewiedzy.
Dziewczyna nawet nie drgnela.  Wkurwilem sie iwyszlem z pokoju.

*Viktoria*

Maks ciagle wypytywal co sie stalo. Mialam juz tego dosyc. Przeciez nie moge mu powiedziec, ze zostalam zgwalcona.. o niee. Postanowilam, poprawka chcialam zachowywac sie tak jak dawniej, ale gdytylko on chcial mnie dotknac, przytulic albo cos jeszcze przypominalo mi sie w jak okrutny sposob dotykal mnie moj oprawca i robilo mi sie nie dobrze. Teraz nawet bliskosc Maksa mnie obrzydza. Co ja mam zrobic???
Kiedy dojechalismy do domu, chlopak szybko wyszedlz auta zeby wziasc mnie na rece, jednak bylam szybsza i wyszlam sama. A gdy sie przewrocilam, wzial mnie na rece, mimo moich sprzeciwow. W domu zaniosl mnie na gore i polozyl do lozka, sciagnal ze mnie marynarke. Czulam sie dziwnie siedzac przed nim nago ( choc nie razmnie taka widzial) wiec szybko okrylam sie koldra i posunelam na sam koniec lozka. Kiedy Maks poszedl do lazienki modlilam sie, zeby nie zadawal mi juz zadnych pytan i polozyl sie spac. Troche dalej ode mnie. Jednak moje modlitwy nie zostaly wysluchane. Gdy tylko wrocil zaczal mnie znowu probowac przesluchac, nie moglam mu powiedziec. Kiedy zlapal moja twarz i przekrecil tak ze widzialam jego oczy, zauwazylam w nich bol i lekka zlosc z frustracja. szkoda mi go bylo, ale postawilam na swoim. Z bolem serca odwrocilam glowe z powrotem do sciany.  Przez to Maks jeszcze bardziej sie wkurzyl.  Wydarl sie na mnie, a gdy zobaczyl, ze an i nie drgnelam wyszedl z pokoju. Tak naprawde to polecialy mi struzki lez, na szczczescie on  tego niezauwazyl. Nie mam zielonego pojecia jak teraz bedzie nam sie ukladalo.. boje sie, tego ze go strace..


* Jus*


Uslyszalem podniesiony glos Maksa. Podeszlem do schodow i uslyszalem glosne trzasniecie drzwiami. Po chwili Maks zbiegl ze schodow.
- Co jest? Co to za wrzaski co ?
- Mam juz tego dosyc!
- Czego? - zmarszczylem brwi.
- Tego, ze nie chce mi powiedziec co sie stalo! Mam juz dosc.
Zdziwilem sie. W sumie zachowanie Viktorii po tym jak ja znalezlismy zmienilo sie. Na gorsze.
- Daj jej troche czasu. - powiedzialem, kiedy siedzielismy w kuchni i popijalismy piwo z lodowki. - Maks daj jej troche czasu, moze niedlugo sama do ciebie przyjdzie i ci powie.
- Mam nadzieje, bo jak nie.. to niewiem....
- To co ? - spytalem. - Zerwiesz z nia?
- Nie, no oczywiscie, ze nie. Tylko... tylko wkurwiam sie za kazdym razem gdy ona mowi ze nic sienie stalo., Jak nic jak kurwa widze!
- Dobra. Odpusc jej. Poczekaj chwile, kilka dni nie wiecej. Musi troche czasu minac, zeby chciala sie otworzyc  i powiedziec ci co sie stalo, jesli cos sie stalo.
- Wiesz co... to mi wyglada na gwalt.. - powiedzialMaks.
- Gwalt? Przeciez weszlismy wpore tak?
- No niby tak ale... przeciez byla tam troche czasu.. . Nie wiem, po prostu nie wiem....
-  Bedziesz wiedzial.. daj jej kilka dni,.
- Ok, ale jesli przez 4 dni mi nie powie, zalatwie to inaczej. - odrzekl i poszedl spac na kanape.
Ja tez dopilem swoje piwo i poszedlem spac do swojego pokoju.

*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*__*_*
No i proszee. 40 rozdzial za nami. Jakos tak wieczorem gdy wrocilam z kregielni zachcialo mi sie napsiac rozdzial i oto on ! Tadaa :) hehe.
Mam nadzieje ze sie podoba. Nie zapomnijcie o komanentarzachh :D:D Paa

niedziela, 1 lipca 2012

Rozdział 39

*Maks*
Kiedy przeszedłem przez furtkę i kierowałem się do drzwi przez głowę przechodził mi różne myśli. Dlaczego Viktoria jest u Brandona? Musiało stać się coś złego, inaczej  nie płakałaby dzwoniąc do mnie.  Wszedłem po schodkach i zapukałem.
Cisza.
Zapukałem znowu.
Cisza.
Trochę się przestraszyłem. Zszedłem ze schodów i pokazałem znak ręką w stronę samochodu, w którym siedział Justin. Przyjaciel szybko wyszedł i przybiegł do mnie.
- Co jest ?
- Nie otwiera.
- Co? Jak to nie otwiera? O niee.. - krzyknął i pobiegł do drzwi. Zaczął w nie walić i drzeć się.
- Ej, ej, ej stary..   Musimy wejść z innej strony.
- Tylko szybko przecież on tam może jej coś zrobić! Trzeba jej pomóc. Znam tego skurwiela dość długo więc wiem jaki on jest.- powiedział i skierował się od razu do garażu.
Żałowałem w myślach, że sam o tym nie pomyślałem. Szybko pobiegliśmy. Otworzyliśmy drzwi i nie mogliśmy uwierzyć w to co zobaczyliśmy.


* Viki*

Do mnie zszedł nie kto inny jak mój oprawca. Od razu chciałam zacząć krzyczeć. Jednak on szybko do mnie podbiegł i zakneblował mi usta.
- No i co teraz mała? Znowu pora na zabawę... - zaczął się śmiać.
Nie mogłam pozwolić na drugi raz. Zaczęłam się wyrywać. W końcu z całej siły, jaką jeszcze miałam kopnęłam go w krocze. Krzyknął i opadł przede mną. Kiedy on się zwijał z bólu, ja od kneblowałam sobie usta, już miałam zacząć krzyczeć kiedy usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi frontowych. Rozpoznałam głos Justina. Na samą myśl, że tu jest ucieszyłam się. Jednak nie na długo. Kumpel Brandona już zaczął się do mnie dobierać. Rozpiął swoje spodnie, zaczęłam krzyczeć. Zanim zdążył mnie uciszyć  drzwi do garażu się otworzyły i stanęli w nich Maks i Justin.


* oczami autorki*

Maks nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Od razu pobiegł i rzucił się na chłopaka. Zaczął okładać go pięściami. Był bardzo agresywny. Krzyczał i darł się na niego. Jednak chłopak nie dawał za wygraną. Podczas szarpaniny wylądował na Maksie, którego zaczął okładać. Po chwili role się odwróciły i to Maks był górą. Złamał chłopakowi nos. 
W tym czasie Justin zajął się Viktorią. Okrył ją swoją marynarką ponieważ była naga. Zawsze chciał ją taką zobaczyć lecz nie w taki sposób. Spytał czy wszystko ok  kiedy dziewczyna odpowiedziała, ze tak szatyn pobiegł na ratunek przyjacielowi. Maks już łamał mu rękę. Gdyby Justin nie zainterweniował skończyło by się to marnie. Szatyn szybko odciągnął Maksa i pokazał mu ręką żeby poszedł do Viktorii. Brunet bez zastanowienia do niej podbiegł i mocno przytulił. Chciał ją pocałować, niestety przed przypadek położył rękę na jej biodrze a ona odskoczyła. Chłopak zmarszczył brwi. Jednak nie miał teraz czasu pytać co się stało bo niespodziewanie do garażu wszedł Brandon. Maks od razu się na niego rzucił. Przewrócił chłopaka podczas szamotaniny. Blondyn walnął głową o kant szafki i upadł. Brunet nie miał zamiaru mu pomagać. Szybko z Justinem  się zmyli. Wziął dziewczynę na ręce i pobiegli do samochodu. Usiadł razem z nią na tylnym siedzeniu. Justin prowadził.
- Ej Viki co się tam stało? - spytał.
- nic. - odrzekła bardzo cicho.
- Ten palant chciał się do ciebie dobrać tak ? - spytał ponownie.
,, Już raz mu się udało '' - pomyślała brunetka.
- Ej? Viki? Powiedz coś.
Cisza.
Owinął ją bardziej marynarką Justina i przytulił do piersi. Chciał ją pogłaskać po ramieniu lecz dziewczyna znowu osunęła się w kąt.
- Viktoria. - odrzekł cicho Maks patrząc na nią.
Dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.
Widać było w nich strach, ból i smutek. Maksowi od razu zrobiło się szkoda brunetki. Przysunął się do niej chcąc ją przytulić jednak Kiedy wyciągnął ręce dziewczyna zaczęła krzyczeć.